Ostry
ton głosu kłócił się nieco z jej błagalnym spojrzeniem, ale Tatiana o to nie dbała.
Nie obchodziło ją również, jak musiał się czuć zdezorientowany mężczyzna, z którym
jakimś cudem trafiła w to dziwne miejsce.
-
Pod stołem i tak znajduje się większość wódki, więc możemy równie dobrze spod
niego nie wychodzić – tłumaczyła bełkotliwie, ściągając go z krzesła pod blat.
Z
każdą sekundą rosło w nim przekonanie, że trafił na tę imprezę z wariatką.
Przez wzgląd na długoletnią znajomość zgodził się towarzyszyć Tatianie podczas
ostatniej nocy wolności, nim na sto dni zostanie zamknięta w domu nad opasłym
podręcznikiem z chemii. Teraz z każdą chwilą coraz bardziej żałował tego
przejawu litości.
Tatiana,
w podartej sukience, umorusanej sosem grzybowym i koktajlem z mrożonych malin,
siedziała przed nim pokurczona, zapłakana i wściekła. Z niewiadomych powodów –
na niego.
-
Obiecaj mi – poleciła stanowczo, zaciskając zęby. – Obiecaj mi, że dorosłość nie przypomina tego bagna, przez które przechodzę
teraz.
Jej
partner uśmiechnął się.
Pamiętał
swoje licealne lata o wiele dokładniej, niż mógłby tego chcieć. Nie był niczego
pewien. Miotał się pomiędzy własnymi marzeniami a presją społeczeństwa, by
wpasował się w ściśle określony kanon. Nocami wciąż nawiedzały go w koszmarach
interpretacje wierszy, których za cholerę nie mógł zrozumieć i narzekanie
matki-humanistki, że nie tylko matematyką człowiek żyje.
Kim
był teraz?
Polonistą.
-
Przysięgnij! – Nalegała Tatiana, nie dając mu czasu na zastanowienie.
-
Dorosłość jest o wiele lepsza – powiedział uspokajającym tonem, a zaraz potem
roześmiał się histerycznie.
Ile
by dał, żeby z powrotem zasiąść w szkolnej ławce...
Choć
młodzieńcze czasy były dla niego zmorą, po głębszym zastanowieniu doszedł do
wniosku, że późniejsze życie niewiele się pod tym względem różni. Wciąż musi
dostosowywać się do oczekiwań innych i rezygnować
z własnych celów w myśl jakiejś większej, nieznanej mu zasady, ustanowionej przez pokolenia poważnych, odpowiedzialnych ludzi. Z tą tylko różnicą, że teraz robi to na własne życzenie i nikogo nie może za to winić.
z własnych celów w myśl jakiejś większej, nieznanej mu zasady, ustanowionej przez pokolenia poważnych, odpowiedzialnych ludzi. Z tą tylko różnicą, że teraz robi to na własne życzenie i nikogo nie może za to winić.
Spojrzał
na Tatianę.
Szczerzyła
się radośnie, jakby zupełnie zapomniała, w jak tragicznym stanie była jeszcze
przed minutą.
-
To super, już nie mogę się doczekać – powiedziała wesoło, przełykając ostatnie
łzy. Oparła głowę na jego ramieniu i zapadła w błogi sen.
On
przyglądał się dziewczynie jeszcze przez chwilę. Czuł narastające wyrzuty
sumienia, że ją okłamał, lecz może to właśnie było najlepsze, co mógł dla niej
zrobić. Pozwolić jej beztrosko przeżyć te ostatnie sto dni z nadzieją na lepsze
jutro, zanim świat brutalnie ją rozczaruje.
0 komentarze:
Prześlij komentarz