wtorek, 5 stycznia 2016

"Ostatni raz" (Niziołek)

Niziołek
Spadała.
Nawet teraz, gdy rozwiane włosy przysłaniały piękne, zielone oczy, a strach przyćmił jej nieprzeciętną urodę, wyglądała jak dzieło sztuki. Jasnoniebieska sukienka w kwiatki powiewała na wietrze, gdy Nicola nieubłaganie zbliżała się ku ziemi – a i moja ukochana, i ja wiedzieliśmy, że zderzenie z gruntem raz na zawsze odbierze jej dech z piersi.
Mimowolnie utrwaliłem ten widok w głowie, niczym zdjęcie wypalone w pamięci. Nie chciałem pamiętać, jak spada, jak uderza o podłoże, jak stoję na samej górze. Trudno było mi w to uwierzyć. A mimo to widziałem, jak jej bezwładne ciało leży tam, na dole, a tłumek ludzi powoli zbiera się wokół mojej teraz już martwej ukochanej.
Nigdy nie myślałem, że tak to się skończy.
Kiedy poznałem Nicolę, mieliśmy zaledwie dwanaście lat. Byłem nowy w okolicy i wyraźnie odznaczałem się na tle rówieśników. Moja rodzina od zawsze była biedna, a ja – ubrany w połatane, znoszone ciuchy – wyglądałem jak niepasujący fragment układanki na tle bogatych dzieciaków, których rodzice praktycznie spali na pieniądzach. Nicola jako jedna z nielicznych się ze mnie nie śmiała. I jako jedyna mnie broniła.
 Widziałem w niej anioła, moją podporę i nadzieję. Kiedy ja nie potrafiłem sprzeciwić się nękającym mnie rówieśnikom, ona potrafiła stanąć między nami i odgonić ich kilkoma słowami. Sama jej obecność podnosiła mnie na duchu. Nawet nie zdążyłem zauważyć, kiedy się w niej zakochałem. Gdy pod koniec gimnazjum przypadkiem dowiedziałem się, że odwzajemnia moje uczucia, zostaliśmy parą. Mimo młodego wieku kochaliśmy się ponad wszystko.
Byłem najmłodszy z rodzeństwa. Nie znałem ojca, bo gdy dowiedział się, że mama jest w ciąży z piątym dzieckiem, porzucił nas. Z tego co mi opowiadano, to matka bardzo to przeżyła. Claude, mój starszy brat, często dziwił się, że jestem „taki normalny”. Nieraz niby mimochodem wspominał, że matka cały czas chodziła pijana, gdy była ze mną w ciąży. Nigdy mu nie wierzyłem. Aż do czasu, gdy znów zaczęła pić – tego samego roku, gdy poszedłem do pierwszej klasy liceum.
Nicola wiedziała o wszystkim. Wspierała mnie. Dalej była moim cudownym aniołem, pomagając mi jak tylko mogła. Nierzadko zdarzało się, że musiałem u niej przenocować – matka całymi dniami spała, by potem w nocy pić i wyżywać się na mnie. Na resztę mojego rodzeństwa nigdy nie podniosła ręki, bo wiedziała, że oni nie mają skrupułów i mogą jej oddać. Ja nie byłem taki silny. Byłem przede wszystkim sam. Moi bracia byli starsi, zdecydowanie mocniejsi, nie obchodziłem ich. Siostra już dawno temu się wyprowadziła, nie mogąc wytrzymać z matką w jednym mieszkaniu
Mimo wszystko kochałem mamę. Widziałem jej wady, zdawałem sobie sprawę z tego, że jest wrakiem człowieka, ale nigdy, przenigdy nie potrafiłbym się od niej odciąć. Gdyby nie Nicola, zapewne do dzisiaj siedziałbym w naszym małym, zniszczonym mieszkaniu, próbując przemówić do tej zepsutej przez alkohol kobiety.
Po jednej z większych awantur uciekłem do Nicoli. Jej rodzice od początku byli wtajemniczeni. Gdy zobaczyli wszystkie moje siniaki i ranę na ramieniu, zrobioną rozbitą butelką po winie, kategorycznie zabronili mi tam wracać. Posłuchałem ich.
Miałem nadzieję, że matka zrozumie swój błąd. Że będzie mnie szukać, przyjdzie, przepraszając i prosząc, bym wrócił. Ale nigdy więcej jej nie zobaczyłem. Dwa lata później dowiedziałem się, że zmarła w naszym mieszkaniu, sama. Utrzymywałem kontakt wyłącznie z siostrą, która jako jedyna z naszego rodzeństwa wyszła na ludzi. Czasem odwiedzałem ją na uczelni – poszła na matematykę stosowaną.
Kiedy kończyliśmy liceum, ja i Nicola mieliśmy już wszystko zaplanowane. Chcieliśmy się wyprowadzić od jej rodziców, zamieszkać razem, pójść na studia, znaleźć jakąś pracę dorywczą. W końcu byłem całkowicie szczęśliwy, nie miałem czym się martwić. Gdy przenieśliśmy się do dopiero co wyremontowanego mieszkania po babci Nicoli, byliśmy w siódmym niebie. Mogłem codziennie budzić się obok mojego anioła i widzieć ten cudowny uśmiech, rozświetlający mój dzień. Tak było przez kilka miesięcy – do czasu, gdy Claude zapukał do naszych drzwi.
Wyglądał jak personifikacja nieszczęścia. Już po samym spojrzeniu na niego można było wydedukować, że lepiej trzymać się od niego z daleka. A mimo to, gdy przyszedł do nas, prosząc, byśmy go przenocowali, zgodziłem się. Został bezdomny – jego żona wyrzuciła go z domu, gdy odkryła, że ją wielokrotnie zdradzał. Nicoli powiedziałem tylko, że ma problemy rodzinne. Inaczej nie pozwoliłaby mu nawet przejść przez próg.
Jedna noc zamieniła się w najpierw kilka dni, potem tygodni, potem miesięcy. Każdego wieczora wychodził na miasto na „kilka piw”, spał całymi dniami, żerował na naszej dobroci. Mimo to nie chciałem go wyrzucać – był moją rodziną. Po porzuceniu domu rodzinnego, miałem kontakt tylko z nim i Agnes, moją siostrą. Mimo tak długiej ciszy między nami, dalej uważałem go za kogoś bliskiego.
Po czterech miesiącach jego pomieszkiwania u nas, Nicola zwróciła mi uwagę, że powoli przejmuję jego nawyki. Nie zgadzałem się z nią. Nie widziałem tego, co ona. Prawdą było, że piłem, nawet dużo, ale zwaliłem to na karb stresu. Studia, praca, myślałem, że wszystko jest wyłącznie na mojej głowie. Stałem się nerwowy, ale uważałem, że to nic takiego.
W międzyczasie oświadczyłem się jej. Były kwiaty, była romantyczna kolacja, jej ulubiona muzyka. Było wszystko, co składało się na jej wymarzony scenariusz. A mimo to, gdy uklęknąłem przed nią, wyciągając pudełeczko z pierścionkiem, widziałem wahanie w jej oczach. Starała się je zatuszować zaskoczeniem, ale ja wszystko widziałem. Gdy przyjęła pierścionek, odetchnąłem z ulgą. Ale nie potrafiłem wyrzucić z pamięci widoku niepewności w jej pięknych, zielonych oczach.
Pomimo ówczesnego szczęścia, wszystko się psuło. Zaczęliśmy się kłócić, coraz częściej i częściej. Zazwyczaj o błahostki, nieważne szczegóły. Czasem o mojego brata. Po którejś kłótni z rzędu Nicola pojechała do swoich rodziców, krzycząc, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Kiedy drzwi się za nią zamknęły, rzuciłem w nie butelką. Słyszałem jej krzyk. Doskonale wiedziała, co zrobiłem.
Claude przypatrywał się temu wszystkiemu. To przez niego. Znów zostawił butelki po piwie porozstawiane po całym pokoju, a po upomnieniu od Nicoli powiedział, że to jej robota – sprzątanie jest dla kobiet. Do dzisiaj nie wiem, dlaczego wtedy się z nim zgodziłem. Jej wyjście skwitował słowami „spokojnie, one zawsze wracają”.
Ale ona nie wróciła. Dwa dni później znalazłem w naszej skrzynce pocztowej kopertę z listem i pierścionkiem. Napisała, że nie daje już rady, że ma dość, że nie chce tak żyć, że… To koniec. Tak, koniec. I pomimo tego, że to ja do tego doprowadziłem, byłem wściekły wyłącznie na nią. Mój anioł uciekł ode mnie, zostawiając mnie samego.
Zadzwoniłem do jej rodziców. Słyszałem napięcie w ich głosie. Nietrudno było się domyślić, że wiedzieli o wszystkim. To tylko bardziej mnie rozjuszyło. Prosząc o Nicolę do telefonu, musiałem z całej siły powstrzymywać się od wybuchnięcia. Ale gdy usłyszałem jej głos, delikatny, przestraszony, od razu się uspokoiłem.
„Porozmawiajmy” – powiedziałem. Mimo początkowej niechęci, zgodziła się. Umówiliśmy się. Moje serce zabiło szybciej. Zyskałem nadzieję na powrót mojego szczęścia. Nie byłem już zły, pragnąłem tylko jednego – mojej Nicoli.
Spotkaliśmy się. Była w opłakanym stanie. Podkrążone oczy, cała blada, bez cienia uśmiechu na twarzy. Zastanawiałem się, czy tak zmarniała w ciągu tych kilku dni, czy wyglądała tak jeszcze wtedy, gdy ze sobą mieszkaliśmy, a ja po prostu nie zauważyłem.
Nie wiedzieliśmy, gdzie iść. Zaproponowałem wieżę widokową nieopodal stąd. Kiedyś chodziliśmy tam w każdą sobotę na spacer. Miałem nadzieję, że miejsce wypełnione szczęśliwymi, wspólnymi wspomnieniami przypomni jej, jak dobrze było nam ze sobą.
Całą drogę milczeliśmy. Chciałem zacząć rozmowę, ale nie wiedziałem jak. W końcu, gdy doszliśmy na sam szczyt, spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. Uśmiechnąłem się, mając nadzieję, że odwzajemni ten gest. Ale nie zrobiła tego. Dalej wpatrywała się we mnie z twarzą bez wyrazu, jakby czekając na mój ruch. Kiedy w końcu wydusiłem z siebie przeprosiny i zacząłem prosić, by wróciła, ostro mi przerwała:
– Nie ma mowy, Alex.
Widziałem w jej oczach upór – ten sam, który pojawił się na jej twarzy kilka lat temu, kiedy prosiła mnie, bym nie wracał do matki. Ten sam upór, który wtedy zmusił mnie do zostania, teraz nakazywał mi odejść.
„Nie” – powiedziałem sobie, czując wzbierające się we mnie złość i bezsilność. „To nie tak powinno się skończyć.”
– Nicola. Poczekaj, proszę – wyszeptałem, kiedy obróciła się na pięcie. Spojrzała na mnie przez ramię. – Chodź tu do mnie. Błagam. Ostatni raz.
Zawahała się, ale podeszła bliżej. Kiedy po raz ostatni przytulałem ją do swojej klatki piersiowej, czułem, że to koniec. Czułem, że moje życie straci sens wraz z jej odejściem. Po raz ostatni czułem zapach jej długich, ciemnych włosów. Po raz ostatni widziałem ją w tej pięknej sukience w kwiatki, którą pomogłem jej wybrać. Po raz ostatni miałem ją w swoich ramionach.
To ona, mój anioł, sprawiła, że miałem cel w życiu. Mój anioł, który uratował mnie tak wiele razy przed obłędem. Nie chciałem pamiętać o tym, jak wiele dla mnie zrobiła. Łatwiej byłoby ją po prostu wymazać z pamięci.
Doskonale wiedziałem, co muszę zrobić, by to osiągnąć.  
Gwałtownie obróciłem ją w stronę barierek. Zaciskając palce na jej ramionach, pchałem ją w stronę krawędzi. Od razu zrozumiała, co się dzieje, więc zaczęła krzyczeć, wierzgać. Ale nikogo nie było tu z nami. Ludzie na dole nie zdążyliby przybiec.
Uniosłem ją w powietrzu i jednym ruchem przerzuciłem ją za krawędź. Uśmiechnąłem się, widząc, że nawet wtedy, w czasie krótkiego lotu, była tak cudownie piękna.


Nigdy bym nie pomyślał, że mój anioł potrafi latać.

O autorze

Niziołek / Twórcy bloga

Niziołek. Trzpiotka. Koala. Grzesznik. Thinker. Rysanaszkle. Mleko. I koledzy.

3 komentarze:

Obsługiwane przez usługę Blogger.