– Miała ładne oczy, pamiętasz?
Nestor nie odpowiedział od razu. Na jego ramię
spadła kropla deszczu, więc mimowolnie spojrzał w górę. Kłębiły się nad nim
ciężkie, ołowiane chmury. Przez krótką chwilę miał wrażenie, że niebo nie
wytrzyma ich ciężaru i za chwilę zwali mu się na głowę. Nie miał jednak racji;
nic się nie wydarzyło; żadnej zagłady, żadnych błyskawic przecinających
horyzont, żadnego histerycznego śmiechu, żadnego… końca.
Stojący obok Apollo rzucił mu
roztrzęsione, pełne wyrzutu spojrzenie i zaciągnął się papierosem. Wkrótce dym
buchający spomiędzy jego rozchylonych warg przysłonił mu widok na miasto; na
bezkres betonu i stali oraz cuchnącej spalinami porannej mgły.
I oczywiście na deszcz.
– Mógłbym powiedzieć więcej, niż
tylko to, że miała ładne oczy – wychrypiał wreszcie Nestor, a wtedy rozpadało
się na dobre. I to nie tylko w otaczającym go świecie. W jego umyśle także
padało. Waliły pioruny, szalał ogień, panowała nieprzenikniona ciemność.
Przez głowę przebiegła mu wówczas
myśl, że na unicestwienie wszechświata wcale nie składają się te wszystkie
plagi i tragedie. Apokalipsa mogła wydarzyć się na poziomie jego własnej
osobowości, zupełnie tak, jak w tamtej chwili. Doszedł do wniosku, że do
zniszczenia świata wystarczy mu tylko jedna kula. Lub – tak jak w tamtym
przypadku – jedno wspomnienie.
Wybuchy w jego myślach ucichły,
zniknął dym, krew wsiąkła w ziemię. Na atramentowe niebo wkradł się ostry,
biały księżyc.
Mrok ciasno oplótł miasto,
zniknęły słowa, zbrylone i twarde. Wszystkie przeżyte przez Nestora noce powoli
zaczęły do niego wracać.
Jedna z nich; płynna i
srebrzystobiała, przyniosła ze sobą dach, miasto, gwiazdy. I ją.
Siedzieli obok siebie, wdychając zapach zbliżającej się
jesieni i paląc papierosy. Wtedy Nestor wyznał jej, że bardzo ceni sobie takie
momenty. To wsłuchiwanie się w ciszę, wbijanie wzroku w atramentowy horyzont,
tkwienie u boku kogoś, na kim mu zależy i palenie.
W ogóle palenie,
tak powiedział. Że lubi palić. Lubi, gdy dym zakrywa tę straszną rzeczywistość,
w której nie ma ochoty dłużej gnić.
A potem ugryzł się w język, bo
zrozumiał, że znowu nastała chwila, w której ona będzie tylko milczeć, bo nie
znajdzie słów, którymi mogłaby wyrazić to, co czuje.
Wściekły na samego siebie dodał pustym, beznamiętnym głosem:
Palenie jest jak zapominanie.
Przeniosła spojrzenie na jego
ciemną sylwetkę ukrytą za zasłoną niebieskawego dymu tytoniowego. Nie mógł tego
usłyszeć, ale wiedział, że zaklęła w myślach tak, jak klnie się, gdy trzeba
wbrew własnej woli zrobić coś obrzydliwego. Wypowiedziała jego imię, głos miała
cichy i beznamiętny. Brzmiała, jakby uleciały z niej wszystkie emocje
Jakby chciała się pożegnać.
W pierwszej chwili Nestor nie był nawet pewien, czy to
wszystko działo się naprawdę, ale kiedy napotkał jej obcy wzrok, zrozumiał, że
ona naprawdę chce odejść.
„Nie rób tego.”
W odpowiedzi jedynie pokręciła głową. Zgasiła papierosa,
podnosząc się z klęczek.
„Tu nic nigdy się nie zmieni. To
miasto, ten dach, ta noc.”
Wyrzuciła niedopałek. Okaleczony, zastygły nagle Nestor
obserwował jego powolny upadek, aby mniej boleśnie odczuć ten swój. Gdy po paru
minutach odwrócił się za siebie, było już po wszystkim.
Zacisnął usta i z mocnym
postanowieniem przezwyciężenia dziwnego uczucia pustki, które znikąd wkradło
się do jego serca, powiedział coś o tym, że nic nigdy nie będzie już takie
samo. Przyznał łamiącym się głosem, że miasto mogło zniknąć, podobnie jak dach.
Nawet coś tak abstrakcyjnego jak noc. Wszystko. On sam także. Ale bez niej nic
się nie liczyło.
I wtedy dotarło do niego, że powinien opowiedzieć Apollowi o
jej mlecznobiałej skórze, o tajemniczym uśmiechu, o wszystkich tych historiach
wysnuwanych przez nią nocami na dachu, o jej ciszy, o wolności, o tym, dlaczego
postanowiła zostać gwiazdą kogoś innego, nie jego. Lecz z jakichś powodów tego
nie zrobił.
0 komentarze:
Prześlij komentarz