Gdy oddech miast stopniowo zwalnia i staje się głęboki. Gdy metropolie zamieniają się w spokojne skupiska słabych świateł, wiatru świszczącego między ciasnymi uliczkami i mroku, który koi zszarpane nerwy i skrywa niechciane uczucia. Niebo nad głowami budynków jest zazwyczaj przejrzyste. Kusi głębokim odcieniem granatu marzycieli i romantyków, którym do niego najbliżej. Bogatych panów włości i biednych nędzników bez grosza. Szczęśliwych, którym dobrze się wiedzie. A nawet nieudaczników, którzy nazbyt często zadzierają głowę do góry, w poszukiwaniu Boga, zamiast spojrzeć na swe ręce.
Perseidy przemierzają nieboskłon przez ułamek sekundy, nim znikną. A zauważają więcej niż ludzie na Ziemi żyjący. W swojej podróży w nieznane, by nigdy się nie zatrzymać. Niektórym wydawać się będzie tragiczne, jak krótko dane nam jest się nimi nacieszyć. Inni zapytają, jak smutnym jest, gdy one cieszą się nami raz tylko jeden. Tak ciche i spokojne, nie wadzące nikomu. Opadają w kolejne części wszechświata, daleko od Ziemi i jej problemów. Muszą być tak szczęśliwe.
Perseidy nigdy tutaj nie powrócą, co czyni je największymi wybrańcami losu. Tak piękne, na nocnym niebie, cieszą oko tego, kto je zobaczy. Kto z zamarłym uśmiechem na ustach unosi głowę, zapominając kim jest przez jedną błahą chwilę. Tak mądre, perseidy nie dbają o to, czym wszyscy jesteśmy. Nie chcą wiedzieć, czyś romantykiem, czy nędzarzem. Czy jednym i drugim.
Tak smutne, perseidy nigdy więcej cię nie zobaczą, niż tą jedną letnią porą, gdy zadzierasz głowę w stronę nieba, wypowiadając życzenie. Tak niepowtarzalne, w zawrotnym tempie znikają w ciemnościach, gdy ronisz łzę.
Tak szczęśliwe, perseidy też płaczą.
0 komentarze:
Prześlij komentarz