JAK TO NIE WIERSZ????
boże o boże dzisiaj nie o miłości!
pseudofelietonoseksie
trzymajcie mnie, bo zamienię się w carrie bradshaw.
zapraszam.
Seks się sprzedaje. I bynajmniej nie
jest to świeże spostrzeżenie. Już w 1983 roku nacechowane
erotyzmem reklamy stanowił 15% całości. Jednak kiedyś kręciły
nas kostki, odsłonięte ramiona i tak dalej, a teraz z każdej
strony napływają do nas piersi, bicepsy, pośladki i więcej
piersi. Prymitywizm, przydałoby się w końcu powiedzieć. Bo
dzisiaj nie podchodzi to nawet pod kontrowersję, tak przyzwyczajeni
do nagości jesteśmy. Uwielbiamy ją i chyba przestaliśmy bać się
do tego przyznawać.
Weźmy na przykład coś, co lubię
nazywać syndromem pilota.
Czym jest serialowy pilot? W skrócie
jest to pierwszy odcinek serialu, po którym ktoś-tam ponad kimś-tam
decyduje się czy będą go gdzieś-tam transmitować. Żeby było
profesjonalnie to pozwolę sobie zacytować Vincenta Vegę:
„No więc
najpierw kręci się „pilota”. I albo wychodzi z tego serial...
Albo gówno z tego wychodzi.”
I tutaj właśnie pojawia
się cały temat seksu i pod temat nagości . Piloty są nimi przeładowane. Często nawet
tego nie widzimy; myślimy, że to po prostu charakter serialu, ale
zazwyczaj do kolejnej sceny z jakąkolwiek nagością musimy po
wspomnianym pilocie czekać co najmniej kilka odcinków. (No, chyba,
że oglądamy Grę o Tron. Gra o Tron to inny poziom.)
Erotyczne urywki tak nas
wciągnęły, że teraz już zbyt często potrzebujemy ich do decyzji „oglądać, czy nie
oglądać”. Wmawiamy sobie, że interesuje nas fabuła, że piękne
zdjęcia, że co złego to nie my. Ale kręci nas to. Podświadomie
czy nie-kręci nas to i kupujemy to. Osobiście myślę, że to właśnie na myśli miał Darwin, tłumacząc ten cały zwierzęcy pociąg, o tym pisali naturaliści i te wszystkie spostrzeżenia cały czas dopasowują się do naszych czasów. Kiedyś były to obrazy, później powieści, czasopisma, a teraz mamy seriale. W serialach piloty z pierwszorzędnym widokiem na wysportowanego aktora, czy chudziutką aktorkę. A kiedy emocje po pilocie
opadną, kilka odcinków później znowu ktoś rozbiera się przed
kamerą, a czasem po prostu jakaś kobieta szepcze coś kuszącym
głosem do czyjegoś ucha i po prostu nie możemy się powstrzymać.
Kupujemy to.
Ale dlaczego tak właściwie
dajemy się tak zrobić? Od małego jesteśmy zaśmiecani nagością tak, że
intymność powoli przestaje być dla nas czymś wyjątkowym. I to chyba mnie w tym wszystkim najbardziej boli. Przestajemy potrzebować erotycznej bliskości w jej czystym wydaniu. W końcu
półnagą kobietę zobaczymy włączając jakąkolwiek muzyczną
stację telewizyjną, jakąkolwiek reklamę lodów, czy
jakiegokolwiek pilota. Czy nie psujemy tym sobie widoku tej metaforycznej „naszej kobiety” półnago?
Oczywiście wszystko, co
mówię to hiperbolizacja, trochę nieetycznie pakuję wszystkich do
jednego worka, ale ludzie mają jednak zwyczaj słyszeć najwięcej
stojąc w kupie. Więc usłyszcie to. Podarujcie trochę więcej
intymności w domach, a trochę mniej na instagramach. I ubierzcie się, bo zimno.
Przepraszam, że nie
dowiedzieliście się dziś nowego.
0 komentarze:
Prześlij komentarz