wtorek, 24 stycznia 2017

"Chciałabym być" (Mleko)

Mleko
Nagle słychać pstryknięcie. Wszystko nieruchomieje, tak jak zawsze.  Scenariusz jest taki sam. Rzeczywistość gwałtownie obraca swe ciężkie cielsko i pochrapuje, gdy zapada w sen.

Amadeusz podnosi głowę i rozgląda się po zatłoczonym, zadymionym barze. Nikt się nie rusza, muzyka ucichła.  Na twarzach podchmielonych osób tłoczących się dookoła niego malują się zastygłe uśmiechy. Barman, będący w trakcie rozlewania wódki do kolorowych kieliszków, ma skwaszoną minę.
Okręca się na stołku barowym i żałośnie jęczy. Chowa twarz w dłonie. Lód w szklance z whisky, którą trzyma, nie brzęczy, gdy odbija się od ścianek.

Musimy pogadać.
Głos jest boleśnie znajomy i należy do osoby, która siedzi jak zwykle w kącie, na obitej skórą kanapie, z nogami opartymi o stolik. Amadeusz patrzy na nią spode łba.
Nie, nie musimy. Idź stąd.
Znowu miałeś ten głupi sen. Kiedy to się skończy?
Intruz ma na sobie tę sukienkę poplamioną krwią, poszarpaną. W udo wbity długi odłamek szkła – kawałek przedniej szyby. Za uchem zwiędły liść, na ustach znajomy grymas. Pierwszego dnia po wypadku, gdy przyszła do Amadeusza w nocy, powiedziała, że tam można się umyć i dostać świeże ubranie, ale ona go nie chce. Jest uparta.
Nie możesz mnie śledzić. Zabraniam ci.
Ja teraz wszystko mogę. 
Zapada cisza. Amadeusz uważnie obserwuje Konstancję kulącą się na siedzeniu naprzeciwko niego; patrzy, jak rozczesuje palcami posklejane od błota włosy. Przypomina mu się, że gdy ją poznał, robiła tak samo. Stali pod parasolem, czekając na tramwaj. Pachniała kwiatami.
( Naprawdę masz na imię Amadeusz? Rodzice cię nienawidzą czy coś?)
Konstancja wzdycha ciężko i zaczyna wyłamywać palce. Liczy w myślach do dziesięciu, a potem mówi:
No powiedz coś.
Nie zdradzam cię wzdycha Amadeusz. Znów czuje się zaszczuty.
Czyli jednak wiesz, o co mi chodzi.
Przestań. Wiesz, że kocham tylko ciebie.
Więc skąd ta dziewczyna, co?
Posłuchaj, wiem: to dziwne, że ona była w moim śnie, a ty nie. Ale to wciąż tylko sen.
Konstancja marszczy brwi, próbując przywołać jakieś miłe wspomnienie związane z Amadeuszem, żeby nie gniewać się na niego aż tak bardzo, lecz jej nie wychodzi. ( Rżysz jak koń, Konstancjo.)
I tak wiem, że ty mnie już nie chcesz.
Amadeusz zaciska wąskie wargi i wstaje. Siada obok Konstancji i obejmuje niezgrabnie jej pół-istniejące ciało. Gdy jego nieosłonięte przedramiona dotykają nagiej skóry na jej plecach, Konstancja robi się dziwnie… przezroczysta.
Muszę w końcu zapomnieć. Muszę iść dalej, zostawić to za sobą. Potrzebuję nowej dziewczyny.
Amadeusz, to jest zdra…
Ciebie już nie ma przerywa jej gwałtownie, łapiąc ją za ramiona.
Uśmiecha się smutno. Wyciąga przed siebie dłoń, wyjmuje zza ucha Konstancji liść i przez kilkanaście sekund w milczeniu obraca go w palcach.
Konstancja wstaje. Wygląda tak, jakby miała się zaraz rozpłakać. Amadeusz chce ją przeprosić, ale gasi w sobie to pragnienie, bo przecież ma rację. Dziewczyna rozgląda się po barze.
Kiedyś tu razem przychodzili, ona i Amadeusz, żeby słuchać miejscowych kapel i rozmawiać o głupotach ( W 1782 Mozart poślubił Konstancję Weber, ale tak naprawdę kochał Alojzę)
Chciałabym być szepcze, nim ponownie pstryka palcami i włącza czas.

Amadeusz mruga. Szumi mu w głowie. Znów siedzi przy barze, w dłoni ściska pokruszony liść.
Świat ziewa i budzi się z przepicia. Rozbrzmiewa muzyka i śmiech. 

O autorze

Mleko / Twórcy bloga

Niziołek. Trzpiotka. Koala. Grzesznik. Thinker. Rysanaszkle. Mleko. I koledzy.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Obsługiwane przez usługę Blogger.