wtorek, 22 grudnia 2015

"Mają odwagę, by być ludźmi" (rysanaszkle) - Zima.

rysanaszkle
Mam na imię Ewelina i nie umiem napisać tekstu o zimie. Właściwie w ogóle nie umiem pisać. W szkole złośliwie nie uważałam na lekcjach polskiego, a teraz chlubię się rolą królowej wtórnych analfabetek. Gardzę ideą nieskończonego bazgrania w celu wyprodukowania ogromu twórczej fikcji – mam od tego ludzi. 
Moja terapeutka uważa to jednak za niezbywalny zabieg na drodze do ozdrowienia i łudzi się, że faktycznie to ja będę autorką elaboratu, który wyląduje na jej biurku przed wtorkową sesją. Mój skryba skrupulatnie to wszystko notuje i bezczelnie śmieje się z jej naiwności.

Na dziewięć możliwych objawów uzależnienia od gier komputerowych wykryto u mnie siedem. Mojej terapeutce nie udało się zdiagnozować pozostałych wyłącznie dlatego, że ze mną nie mieszka.

To co z tą zimą? Lubię ją. Moja terapeutka uznaje to za swego rodzaju anomalię, jako że mam odruch wymiotny na samą myśl o rachitycznych marchewkach, wystających niemrawo z bałwanich głów, wdychaniu oparów świątecznych przypraw oraz odmrażania sobie kończyn wraz z nieco mniej znamienitymi częściami ciała na nieprzyzwoicie dokuczliwym mrozie.
Po dziś dzień silnie przeżywam traumę, jakiej doznałam pewnego styczniowego dnia w ogólnie pojętych „dawnych czasach”. Postawiono mnie niemalże na szczycie ośmiotysięcznika w najmroczniejszym zakątku Beskidu Śląskiego. Ojciec wykazał się łaską, przyczepiając mi do nóg narty i wkładając dwa krzywe kije pomiędzy skostniałe z zimna palce. A potem pojechał, pozostawiwszy ukochaną córkę samej sobie. Od tamtej pory to, co ludzie zwykli nazywać białym szaleństwem, ja traktuję jako sygnał do odwrotu i emigracji na słoneczne Haiti. Wraz z pierwszą spadającą z nieba śnieżynką, bunkruję się przed komputerem z tuzinem butelek energetyków i nie wychodzę, póki całe to paskudztwo nie stopnieje.
Mimo to lubię zimę, bo z nią niezbywalnie wiąże się ciemność, a ja lubię ciemność. Podoba mi się wstawanie przed wschodem słońca i wychodzenie z domu dopiero po jego zachodzie. Moja terapeutka twierdzi, że to objaw głębokiej depresji, ale moim zdaniem mrok dodaje odwagi. Przecież z jakiegoś powodu szanujący się przestępcy działają pod osłoną nocy, prawda? Zresztą ja sama, gdy jeszcze miałam namiastkę życia towarzyskiego, najintymniejsze wyznania czyniłam, kiedy było ciemno.
Jak powiedziała mi kiedyś moja terapeutka*, wierzy w ludzi, którzy mają odwagę, by być ludźmi. I z tego powodu nie znosi mojego brata, bo to największy tchórz naszego uniwersum. Ja też nie cierpię mojego brata. Ani Moniki. Właściwie, jeśli akurat w coś nie gram, zajmuję się nielubieniem ogólnie.
Ale wracając do tych ludzi… zdarza mi się mieć humanitarne odruchy, a przy odrobinie szczęścia nawet poetyckie refleksje. I wtedy zazwyczaj dochodzę do wniosku, że istotnie odwaga to ważna rzecz, jednak granica między odwagą a głupotą jest stanowczo zbyt cienka.









* Mój skryba uważa, że należy ją przedstawić, celem uniknięcia powtórzeń w bliskim sąsiedztwie, więc niech mu będzie. Monika. Nie cierpi się tak nazywać i wcale mnie to nie dziwi. Czasem podejrzewam, iż antypatia do tego imienia to jedyna kwestia, w której się zgadzamy. Skryba ośmielił się też nieśmiało zasugerować, jakobym nadużywała czegoś, na co z przemądrzałą miną mówi „zaimki dzierżawcze”. Nie mam pojęcia, co ma na myśli, a jemu ewidentnie sprawia to radość.
Mój, moja, moje – wyjaśnia łaskawie po licznych prośbach. Teraz nie mogę przestać się zastanawiać, czy chciał mi zasugerować egocentryzm, czy braki leksykalne. W każdym razie w obu przypadkach trafił w samo sedno.

O autorze

rysanaszkle / Twórcy bloga

Niziołek. Trzpiotka. Koala. Grzesznik. Thinker. Rysanaszkle. Mleko. I koledzy.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Obsługiwane przez usługę Blogger.