Tydzień później Julia z ulgą uprzątnęła kwiaty z grobu zmarłego męża. Wyrzuciwszy do kontenera ostatni bukiet, zdjęła gumowe rękawiczki, krzywiąc się ze wstrętem. Stanęła ponownie nad marmurowym nagrobkiem, korzystając z chwili wolnego czasu. Do fryzjera była umówiona dopiero na piętnastą.
Gdy
kątem oka dostrzegła zbliżającą się postać, opuściła nieco głowę i wykrzywiła
karminowe usta w sposób, który w jej mniemaniu miał imitować smutek, lecz w
rzeczywistości zdradzał wyłącznie irytację.
Druga
kobieta przeszła jeszcze kawałek, jednak zatrzymała się w bezpiecznej
odległości. Nie chciała przerywać wdowie w tak intymnym momencie.
-
Możesz podejść – powiedziała Julia kwaśnym głosem.
Pamiętała
intruza jako byłą dziewczynę męża. Tę, którą przed laty dla niej zostawił.
Nie
znała jej dobrze i, prawdę mówiąc, dopiero teraz miała okazję lepiej się jej
przyjrzeć.
Podczas
gdy tamta wkładała do wazonu kilka rachitycznych chryzantem, Julia zmierzyła ją
wzrokiem.
-
Jaka szkaradna baba – mruknęła do siebie. – Rozmazany makijaż, oczy
zaczerwienione… i jeszcze ta sfatygowana chusteczka do nosa. Nie powinno się
wychodzić z domu w takim stanie, to tylko gorszy ludzi.
Z
zadowoleniem wygładziła żakiet. Przy tej kobiecie czuła się piękniejsza.
-
No – zagadnęła, poniekąd dumna, że postanowiła zamienić słowo z tą prostaczką.
– Jak tam ci się wiedzie?
Nie
uzyskała odpowiedzi, co skwitowała pełnym pogardy prychnięciem.
Nie
chce gadać, to nie - uznała Julia. Piętnaście minut, które jej zostały,
przeznaczyła na wspominanie nieboszczyka.
Na
ślubie zazdrościła jej dosłownie każda dziewczyna. Nic dziwnego: one wychodziły
za łysiejących desperatów, a jej trafił się niemalże model z okładki sportowego
magazynu. Wprawdzie zmizerniał trochę w ostatnich latach życia, ale - w porównaniu
z ich znajomymi - na przyjęciach i tak prezentował się całkiem nieźle.
W
podróż poślubną zabrał ją na Karaiby, co niespecjalnie trafiało w jej gust, ale
nie narzekała za bardzo. Obrzydliwe jedzenie i bark klimatyzacji w hotelu
rekompensowały plaże pełne gorących Latynosów i pijackie imprezy do białego
rana.
Później
też było im razem wygodnie. On pracował w dużej firmie, utrzymywał dom i
każdego dnia wracał do ukochanej z uśmiechem absolutnego szczęścia. Ona
pomagała od czasu do czasu jako sekretarka w rodzinnej kancelarii, a większość
czasu poświęcała na rozwijanie licznych zainteresowań. Ćwiczyła jogę, spotykała
się z przyjaciółkami, prowadziła bloga modowego. Gdy wracała do domu, czekał na nią
zawsze ciepły obiad i stęskniony małżonek.
Czasem
żałowała jedynie, że nie potrafi wykrzesać z siebie choć odrobiny namiętności,
lecz w obliczu wszystkich tych luksusów, nie stanowiło to dla niej większego
problemu. Odziedziczyła domek na wsi i to w nim, wśród wielu kochających się w
niej na zabój mężczyzn, szukała zaspokojenia.
Chyba
się tam przeprowadzę – postanowiła. – Ale najpierw fryzjer.
Odchodząc,
jeszcze raz rzuciła okiem na nagrobek i stojącą przy nim kobietę. O ile z tego
pierwszego była szalenie dumna – projekt na specjalne zamówienie, hołdujący
minimalistycznym trendom – o tyle ta pokraka
w przetartej, kwiecistej sukience wciąż ją drażniła. Na dodatek ośmieliła się postawić kiczowato niebieską lampkę pośród nieskazitelnej czerwieni, o którą Julia osobiście zadbała w dniu pogrzebu.
w przetartej, kwiecistej sukience wciąż ją drażniła. Na dodatek ośmieliła się postawić kiczowato niebieską lampkę pośród nieskazitelnej czerwieni, o którą Julia osobiście zadbała w dniu pogrzebu.
Chciała
zwrócić jej uwagę, ale tamta chlipała tak żałośnie, że Julia dała jej spokój.
Wróci tu za miesiąc i wyrzuci ten paskudny znicz, nic się przecież nie stanie,
jak trochę postoi.
-
Do widzenia – rzuciła cierpko i, nie licząc nawet na odpowiedź, pomaszerowała
do wyjścia
Odpowiedzi
istotnie się nie doczekała. Dobiegł ją tylko cichy, przerywany spazmami szept:
-
Byłeś miłością mojego życia. Jedynym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek kochałam.
Julia
przystanęła.
Nigdy
nie przypuszczała, że ktoś mógł jej męża kochać.
Tekst jest bardzo fajny. Strasznie spodobało mi się to, że opowieść została przedstawiona z perspektywy byłej żony, a nie kochanki. Historia jest całkiem prosta, ale właśnie dlatego - dlatego że nie ma niepotrzebnych skomplikowań i nadinterpretacji - jest uniwersalna i miło się ją czyta. Gratuluję serdecznie tekstu.
OdpowiedzUsuńJedyne co mnie trochę irytuje w Pokoju 32 to brak akapitów i drobna niechlujność podczas formatowania i sprawdzania tekstu, ale oczywiście pozostawiam to waszemu osądowi.
Jeszcze raz dziękuje za przyjemny tekst na wieczór.