Czwartek, 3:13
Nie śpię.
Błąkam się gdzieś daleko, bardzo daleko. Chciałbym wrócić,
bo słyszę wołanie. Czołgam się z kąta w kąt, głosy brzmią coraz upiorniej w tej
martwej ciszy. Czegoś szukam. Moje dłonie są obce i niczego nie znajdują.
7:34
Wydaje mi się, że mijają długie miesiące i lata, zanim
księżyc spełza z nieboskłonu. Jest w tej swojej wędrówce bardzo kruchy, tak
sobie myślę, pijąc kawę w kuchni z nogami opartymi o parapet. Moje ciało już
wróciło do znajomego kontinuum, ale dusza nadal przechadza się w innym świecie.
Pewnie kuli się z zimna i zgarbiona opiera się o krzywe sztachety płotów,
zupełnie jak ja wiele lat temu.
Pamiętam z tamtego okresu niedużo,
ale jednak wystarczająco, aby za tym tęsknić. Tęsknić tak żarliwie i mocno, że czasem
aż nie potrafię pojąć dlaczego.
W mojej głowie rozbrzmiewa chwilami perlisty, kobiecy
śmiech, a wtedy mój smutek staje się już nieograniczony i zalewa mnie całego.
Przeraża mnie ta bezbrzeżność uczuć, których nie umiem poskromić.
Szukam tego śmiechu.
12:08
Wychodzę z mieszkania jak co dzień. To przemyślana decyzja,
bo od pewnego czasu bardzo chcę poznać nowych ludzi. Jakimś jednak sposobem
nigdy na nich nie trafiam. Nogi niosą mnie w do bólu znajome miejsca.
Ta kobieta, do której przychodzę, ma imię zaczynające się na
literę M. Sprzedaje kwiaty na rogu jednej z ulic. Codziennie rano pcha swój
drewniany wózek w to miejsce i czeka, aż ktoś się przy niej zatrzyma.
–
Witaj – mówię.
Podaję jej pieniądze, w zamian otrzymuję różę. M. odgarnia
mi włosy z czoła; ten gest zawsze wydawał mi się bardzo matczyny.
–
Witaj –odpowiada.
–
Co u twojej siostry? – pytam z
nadzieją, że to pytanie nie sprawi, że rozsypię się całkowicie. Nie wiem,
dlaczego pytam o siostrę, nie o kobietę, którą kochałem. Może tak jest mi
łatwiej.
–
Niedawno śniło jej się, że znów była u ciebie – na bladą twarz M. wpełza nerwowy uśmiech. Jej palce suną po
płatkach czerwonego tulipana.
–
I co dalej? – róża niemal wypada
mi z rąk.
–
Nie wiem, to był tylko sen.
–
Ale…
–
To był sen- powtarza M.
16:23
Któregoś razu zapuszczam się naprawdę daleko. Spotykam
Alkohol. Na szczęście nie ma z nim jego przyjaciół, których do dziś pamiętam.
Któreś z nich miało chyba na imię Heroina, ale nie jestem pewien. Nieważne.
Teraz po prostu wpadłem na Alkohol. Tylko.
Muszę sobie wybrać dziewczynę.
Przynajmniej tak mi powiedział. Rozglądam się po sali pełnej tańczących par.
Wybór pada na Bezimienną. Stoi pod ścianą w białej sukience. Kiedy podaję jej
dłoń, nie waha się. Jest najwyraźniej tak samo zdesperowana.
17:14
A więc poznałem dziewczynę. Nie, nie dziewczynę. Ona jest niewątpliwie kobietą. Pierwszą od bardzo dawna. Wydawałoby się, że wyleczyłem się z siostry M., ale nie.
A więc poznałem dziewczynę. Nie, nie dziewczynę. Ona jest niewątpliwie kobietą. Pierwszą od bardzo dawna. Wydawałoby się, że wyleczyłem się z siostry M., ale nie.
Ja i Bezimienna moglibyśmy
tworzyć doskonałą parę. W oczach ludzi już ją tworzymy. Ona nie opuszcza mnie
na krok. Jest ze mną w każdej sekundzie, całuje mnie i dotyka, wieczorami
ogrzewa ciepłem swojego ciała. To dobrze.
To dobrze, ale taki obrót spraw
ma swoją cenę.
Nie mogę uciec do M. i zapytać o
jej siostrę.
Nie mogę usłyszeć, że to był
tylko sen.
19:59
Pocałunki Bezimiennej są gorzkie i smakują ohydnie, ale do
każdego świństwa da się przyzwyczaić. Ona sama jest bardzo cicha i skromna, nie
sprawia kłopotów. Jest jak przypadkowy anons w gazecie.
Sprzedam psa! Młoda suka;
grzeczna, nauczona czystości.
O taki właśnie. Może powinienem naprawdę coś napisać.
Oddam Bezimienną! Przypałętała się pewnej nocy, nie miałem serca jej
wyrzucić. Brak mi czasu by się nią zajmować. Pilne.
I tak nikt by nie odpowiedział.
21:40
Któregoś razu kupuję tomik poezji Świetlickiego. Kładę go na
szafce nocnej i wychodzę do kuchni po szklankę wody. Kiedy wracam po
absurdalnie długim czasie, Bezimienna śpi. Spomiędzy stron książki wystaje
bilet autobusowy. Uśmiecham się pod nosem.
Ta kobieta jest jednak trochę
bezczelna, właśnie tak sobie myślę.
22:01
Ona mieszka w moim domu. Je przy moim stole. Śpi w moim
łóżku. Dotyka moich dłoni. Zachowuje się tak, jakbym był cały jej, ze
wszystkimi swoimi bliznami. Wewnątrz oboje jednak wiemy, że to wszystko to
kłamstwo. Bezimienna nie ma się gdzie podziać. Ja nie mam z kim dzielić swojej
pustki. To mógłby być dobry układ, ale gdzieś po drodze gubię sens oszukiwania
się nawzajem.
Co noc kładziemy się obok siebie
i oboje udajemy, że jesteśmy ze sobą nie ze względu na to, że rozdziera nam
serca samotność.
Potem dojdzie do tego jeszcze
więcej głupich spraw, wiem o tym doskonale.
00:15
Ja staram się nie myśleć o tym, że ona nadal tu ze mną tkwi
tylko dlatego, że nosi moje dziecko. Ona stara się o nim zapomnieć w ogóle. Ze
względu na te właśnie nasze postawy mogę śmiało powiedzieć, że w rzeczywistości
żadnego dziecka nie ma. Nikt nigdy nawet o nim nie wspomniał.
02:18
Mija kolejny miesiąc. Przestaję z utęsknieniem myśleć o M.
O jej siostrze także.
Prawie.
Właściwie już tylko zapach jej perfum obija się o wnętrze
mojej głowy.
03:13
Dziś jest czwartek. Przypominam sobie, że już kiedyś był;
bardzo dawno temu. Szukałem wtedy czegoś po omacku w nieprzeniknionej
ciemności, daleko od domu.
Wybija trzecia trzynaście.
Wciąż nie śpię.
Wiele cudnych pomysłów, zwrotów, rysujących nieuchwytną motywację niektórych sytuacji. Podoba mi się.
OdpowiedzUsuń