czwartek, 3 września 2015

"Samotność" (Niziołek)

Niziołek


Druga w nocy
Głośniki telefonu wygrywają wolną, usypiającą melodię, a zepsuty zegar wiszący nade mną tyka do wszystkim znanego rytmu.
Wpatruję się w jawiące się za oknem gwiazdy. O dziwo, dzisiaj są bardziej irytujące niż kiedykolwiek wcześniej – świecą jakby jaśniej, jakby weselej. Nie podoba mi się to, że wydają się szczęśliwsze ode mnie.


Dzisiejszej nocy moim jedynym towarzyszem jest Samotność, spoglądająca na mnie nieśmiało z drugiego kąta pokoju. Gdyby nie jej ponura mina, pewnie bym się do niej uśmiechnęła. Niestety, Samotność nie wygląda, jakby zaraz miała zacząć skakać z radości, więc tylko siedzimy, wpatrując się w siebie nawzajem.
Nie wiem, kiedy się tu pojawiła. Może wtedy, gdy moi rodzice oznajmili, że wyjeżdżają na tydzień i zostawili mnie samą w domu? Albo kiedy wszyscy znajomi, po kolei, odmówili przyjścia, bo mieli lepsze plany?
Możliwe. Prawdą jest, że nie wiem, kiedy przyszła. Po prostu na chwilę się odwróciłam, a tu proszę!, Samotność.
Na początku próbowałam ją wypytać o powód jej wizyty, ale nie była zbytnio skora do rozmowy. W sumie, to nie ma co się jej dziwić. W końcu z jakiegoś powodu jest sama, prawda?
Przed jej zjawieniem się, czułam się nieswojo. Nie potrafiłam określić uczucia, które skręcało mną od środka za każdym razem, gdy słyszałam kolejną odmowę. Dopiero po pojawieniu się Samotności zrozumiałam, co się dzieje, i to mnie trochę uspokoiło.
Jestem samotna. Ot tak, po prostu.
Właśnie to jest powodem tego, że siedzę tutaj, uporczywie wlepiając oczy w skuloną w kącie drobną postać, i wsłuchuję się w płynące z głośników nuty. Nie mam nikogo, kto podzieliłby ze mną dolę towarzyszenia Samotności. I może to smutne, ale odnoszę wrażenie, że sama Samotność także nie chciałaby, żeby zjawił się tu ktoś inny poza mną.

Trzecia w nocy
        Samotność dalej okupuje pusty kąt mojego pokoju. Kołysze się delikatnie w rytm spokojnej, jazzowej piosenki, ale to tyle, jeśli chodziłoby o jej inicjatywę. Już nawet straciłam nadzieję, że usłyszę jej głos.
        – Wiesz, Samotność, trochę to smutne – zaczynam, chociaż wiem, że mówienie do niej to tak, jakbym mówiła do ściany – że nawet nie zamieniłyśmy ze sobą kilku słów.
        Nic. Zero reakcji.
         Mogłybyśmy się zaprzyjaźnić, wiesz? Byłyby z nas ciekawy duet. Chodziłybyśmy na zakupy, kawę i takie tam. Oczywiście same, jakżeby inaczej. Co ty na to?
        Samotność jedynie posyła mi zirytowane spojrzenie, po czym wraca do kołysania się w takt.
        Właśnie wtedy pojawia się w mojej głowie myśl – nieproszona, jakby wetknięta tam przez kogoś innego, ale jak najbardziej prawdziwa.
       


        Samotność nie może mieć przyjaciół.  


Czwarta nad ranem
        Nic się nie zmieniło. Dalej jestem sama i dalej nie mogę zasnąć. Dalej słucham smętnej, dobijającej muzyki i dalej irytuje mnie tykanie zegara.
Pozostaje mi tylko daremne wypatrywanie zmian w zachowaniu Samotności. Co prawda wraz ze zmianą piosenki rytm jej kołysania dopasowuje się do melodii, ale poza tym – nic nowego.
        – Szkoda, że tak uparcie trwasz przy tej swojej ciszy – mówię ze zrezygnowaniem. – Mogłoby być ciekawiej, gdybyś zdołała się przemóc i wydusić z siebie kilka zdań.
        Samotność wzdycha. Jedynym pocieszeniem jest myśl, że może rozumie, co do niej mówię.
        – Ty opowiedziałabyś mi o swoich znajomych, ja opowiedziałabym ci o moich. Byłoby fajnie. – Nie widząc ani sprzeciwu, ani aprobaty, sama kontynuuję: – Wiesz, moi znajomi są dość... specyficzni.
        Tym razem Samotność zwraca twarz ku mnie. Pierwszy raz tego wieczoru wydaje się być czymkolwiek zainteresowana.
        – Można powiedzieć, że mają rozdwojenie jaźni. Jednego dnia są przemili, a drugiego nawet się do mnie nie przyznają. Często mnie ignorują. Co prawda mają też lepsze dni, ale rzadko się to zdarza. Czasem myślę, że przyjaźnimy się tylko wtedy, gdy czegoś potrzebują.         
        Dopiero po wypowiedzeniu tych słów zdaję sobie sprawę z tego, ile jest w nich prawdy. Boli mnie szczerość wobec samej siebie.
        Spoglądam na Samotność. Dalej nie rusza się ze swojego miejsca, ale zaszła w niej zmiana – uśmiecha się. Gorzko. Krzywo. Z ledwo zauważalnym politowaniem w oczach.
        


        Samotność jest jedynym towarzyszem, na jakiego możesz liczyć.                                                                       
                                                 Szósta rano                                                    
        W ciągu tych dwóch godzin wiele się zmieniło. Nie siedzę już na drugim krańcu pokoju – siedzę naprzeciwko Samotności, patrząc jej w oczy.
        Powiedziałam jej wszystko, co leżało mi na sercu. Wyrzuciłam z siebie wszystkie negatywne emocje, które zalegały we mnie tak długo. Mimo tego, że nigdy nie byłam z nią pokłócona, jakoś pogodziłam się z Samotnością.
        Teraz siedzimy naprzeciwko siebie, zwrócone twarzami ku sobie, ale nie ma w tym ani kropli niezręczności. Wręcz przeciwnie. W jej oczach widzę zrozumienie, co jest dla mnie całkowitą nowością. Jeszcze nigdy nie byłam przywiązana do kogoś tak, jak do Samotności.
        A jednak wiem, że nadszedł czas naszego pożegnania. Zaraz pójdę wziąć prysznic, zjem śniadanie i pójdę na długi spacer do parku. Tam będą ludzie, tam nie będę całkowicie sama – Samotność nie pójdzie ze mną. Zniknie i tykanie zegara, i muzyka; moja towarzyszka także zniknie.
        Wstałam.
        – Dziękuję ci za tę noc. Potrzebowałam tego – szepczę, chociaż nie mam ku temu powodu, jesteśmy same. – Nie mam pewności czy cokolwiek z tego, co powiedziałam, jakkolwiek do ciebie dotarło, ale czuję, że mnie rozumiesz.
        Samotność patrzy na mnie swoimi dużymi, smutnymi oczami. Czuję, że zaraz się rozpłaczę.
        – Mam tylko nadzieję, że nie jesteś głucha. Nie byłoby ciekawie, gdyby okazało się, że mówiłam do osoby, która nawet nie miała szansy mnie usłyszeć – śmieję się z zaciśniętym gardłem, nieudolnie próbując rozluźnić atmosferę. – W każdym razie, no, dzięki. I... do zobaczenia.
       Kiedy obracam się na pięcie z zamiarem wyjścia z pokoju, ledwo powstrzymuję się od wybuchnięcia płaczem. Właśnie wtedy do mojej głowy wpada ostatnia, podsunięta przez nią myśl.



        Samotność nigdy nie była głucha. Samotność jest po prostu niema. 

O autorze

Niziołek / Twórcy bloga

Niziołek. Trzpiotka. Koala. Grzesznik. Thinker. Rysanaszkle. Mleko. I koledzy.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Obsługiwane przez usługę Blogger.